Z Mjr Antoni Tomiczek

Linia 7: Linia 7:
 
Nadchodzi czas. Zajmujemy miejsca w maszynie. Zapuszczam silniki nagrzane przez mechanika obsługi naziemnej. Patrzę z kabiny na pożegnanie się skoczków z panią major. Jeden z nich żegna się bardzo czule i przypuszczam, że to jest jej mąż lub bardzo bliski przyjaciel. Pytać przecież nie wypada. Co myśleli w tej chwili oboje, można tylko przypuszczać: czy się jeszcze zobaczą na tym świecie, bo przecież misja jest poważna i niebezpieczna. Dochodzi godzina dwudziesta. Kołuję na pas startowy i otrzymuję zezwolenie do startu. Samolot nie jest zbytnio obciążony, gdyż nie zabieramy innego ładunku, tylko tych trzech skoczków i ulotki do zrzutu nad Czechosłowacją.
 
Nadchodzi czas. Zajmujemy miejsca w maszynie. Zapuszczam silniki nagrzane przez mechanika obsługi naziemnej. Patrzę z kabiny na pożegnanie się skoczków z panią major. Jeden z nich żegna się bardzo czule i przypuszczam, że to jest jej mąż lub bardzo bliski przyjaciel. Pytać przecież nie wypada. Co myśleli w tej chwili oboje, można tylko przypuszczać: czy się jeszcze zobaczą na tym świecie, bo przecież misja jest poważna i niebezpieczna. Dochodzi godzina dwudziesta. Kołuję na pas startowy i otrzymuję zezwolenie do startu. Samolot nie jest zbytnio obciążony, gdyż nie zabieramy innego ładunku, tylko tych trzech skoczków i ulotki do zrzutu nad Czechosłowacją.
  
Zbliżamy się do Budapesztu. Jesteśmy już nad chmurami i naraz przed nami, bardzo blisko samolotu, wybuchy pocisków artyleryjskich. Od wybuchów robi się jasno, a odłamki biją po kadłubie. Ziemi nie widać, ale to pewne, że jesteśmy w rejonie Budapesztu. Skoczkowie pytają co się dzieje? By ich uspokoić odpowiadam, że witają nas z ziemi węgierskiej. Zwiększam szybkość i wchodzę w chmury, ale kanonada trwa nadal. Dobrze, że za wysoko nad nami. Po krótkim czasie wychodzimy z tego cało. Silniki pracują normalnie i jest chwila odprężenia. Na jak długo?Każdy z członków załogi chce coś powiedzieć, by nie czuć się samotnie na swym stanowisku, a tylny strzelec melduje, że kanonada za nami trwa nadal. Widocznie nadlatują dalsze nasze samoloty w ten rejon ognia. Zmieniam kurs podany przez nawigatora na Brno i po pewnym czasie chmury się rozrzedzają Sprawdza się prognoza pogody podana na odprawie, że rejon Brna jest bezchmurny.
+
Zbliżamy się do Budapesztu. Jesteśmy już nad chmurami i naraz przed nami, bardzo blisko samolotu, wybuchy pocisków artyleryjskich. Od wybuchów robi się jasno, a odłamki biją po kadłubie. Ziemi nie widać, ale to pewne, że jesteśmy w rejonie Budapesztu. Skoczkowie pytają co się dzieje? By ich uspokoić odpowiadam, że witają nas z ziemi węgierskiej. Zwiększam szybkość i wchodzę w chmury, ale kanonada trwa nadal. Dobrze, że za wysoko nad nami. Po krótkim czasie wychodzimy z tego cało. Silniki pracują normalnie i jest chwila odprężenia. Na jak długo? Każdy z członków załogi chce coś powiedzieć, by nie czuć się samotnie na swym stanowisku, a tylny strzelec melduje, że kanonada za nami trwa nadal. Widocznie nadlatują dalsze nasze samoloty w ten rejon ognia. Zmieniam kurs podany przez nawigatora na Brno i po pewnym czasie chmury się rozrzedzają Sprawdza się prognoza pogody podana na odprawie, że rejon Brna jest bezchmurny.
  
 
Wlatujemy nad Czechosłowację i osiągamy teren zrzutu skoczków. Na wysokości 200 metrów nadlatuję nad skrzyżowanie i w tej chwili dwóch skoczków opuszcza samolot. Tylny strzelec melduje, że oba spadochrony dobrze się rozwinęły. Widzę to sam, robiąc łagodny zakręt. Po wciągnięciu pasów z pokrowcami spadochronów, do skoku przygotowuje się trzeci skoczek. Wykonuję drugi nalot na skrzyżowanie, a tu nagle nieco podnieconym głosem Zygmunt -bombardier - mówi: „Patrz, na szosie samochód ze światłami." Zbliża się do skrzyżowania, gdzie już wylądowali skoczkowie, bo nadali światłem umówiony przed skokiem znak: trzy długie kreski. A może to Niemcy? Po krótkiej naradzie z nawigatorem decydujemy, że i ten ostatni ma skakać. Po jego skoku, odchodząc łagodnym zakrętem bliżej Brną tylny strzelec melduje, że widzi trzy długie błyski światła, czyli że i ten dobrze wylądował.
 
Wlatujemy nad Czechosłowację i osiągamy teren zrzutu skoczków. Na wysokości 200 metrów nadlatuję nad skrzyżowanie i w tej chwili dwóch skoczków opuszcza samolot. Tylny strzelec melduje, że oba spadochrony dobrze się rozwinęły. Widzę to sam, robiąc łagodny zakręt. Po wciągnięciu pasów z pokrowcami spadochronów, do skoku przygotowuje się trzeci skoczek. Wykonuję drugi nalot na skrzyżowanie, a tu nagle nieco podnieconym głosem Zygmunt -bombardier - mówi: „Patrz, na szosie samochód ze światłami." Zbliża się do skrzyżowania, gdzie już wylądowali skoczkowie, bo nadali światłem umówiony przed skokiem znak: trzy długie kreski. A może to Niemcy? Po krótkiej naradzie z nawigatorem decydujemy, że i ten ostatni ma skakać. Po jego skoku, odchodząc łagodnym zakrętem bliżej Brną tylny strzelec melduje, że widzi trzy długie błyski światła, czyli że i ten dobrze wylądował.

Wersja z 23:43, 30 lis 2013